Reklama

Polska

Brona: Polskie podmioty osiągnęły już pewną dojrzałość technologiczną [WYWIAD]

Ilustracja: PAK
Ilustracja: PAK

„Dzięki szerokiemu wsparciu resortów, takich jak Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii czy Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, te firmy mogły się pojawiać i rozwijać. Gdyby nie działania odpowiednich ministerstw, to ów bodziec, związany z pieniędzmi z ESA, które mogły napłynąć do polskich firm, mógłby nie zadziałać. (…) Po sześciu latach mamy w kraju podmioty, które dojrzały do tego, żeby posiadać własne obiekty w kosmosie. To oczywiście bardzo dobry prognostyk na przyszłość. Zobaczymy, co osiągniemy za następnych sześć lat. Wydaje się, że w sektorze młodych startupów w obszarze tzw. Space 4.0 nie będziemy ustępować Europie Zachodniej” – objaśnia w rozmowie ze Space24.pl dr hab. Grzegorz Brona, prezes Polskiej Agencji Kosmicznej.

Paweł Ziemnicki: Dwa polskie, bądź częściowo polskie satelity w najbliższym czasie znajdą się na orbicie. Co nam to mówi o dojrzałości polskiego sektora kosmicznego?

Grzegorz Brona: Pytanie o dojrzałość sektora jest bardzo trafne. Pamiętajmy, że jeden z tych obiektów, to jest satelita studencki. Polscy studenci wysłali już wcześniej jednego satelitę. Ten obecny jest dwa razy większy, ale ma testować rozwiązanie tego samego problemu – deorbitacji kosmicznych śmieci – tylko w nieco inny sposób. Żagiel deorbitacyjny na pokładzie PW-Sata2 ma już odmienną, bardziej dojrzałą strukturę.

To pokazuje, że mamy zdolnych, ambitnych studentów pasjonujących się technologiami kosmicznymi. Jest duże zainteresowanie tą tematyką na uczelniach. To ważne, że studenci nie poddali się po pierwszym satelicie, że nie była to fascynacja, która potrwała dwa lata, ale konsekwentny proces. Co więcej, dzięki zaangażowaniu tych młodych ludzi widzimy, że coraz więcej grup studenckich jest chętnych do realizacji projektów kosmicznych. Politechnika Warszawska jest przodownikiem w tej dziedzinie. Także Politechnika Gdańska deklaruje, że chce przygotować własnego nanosatelitę. Podobne informacje przychodzą z Wrocławia, z Poznania i Krakowa.

Dzięki misji PW-Sata oraz, mam nadzieję, udanej nadchodzącej misji PW-Sata2 uda się mocno zaktywizować pozostałe ośrodki akademickie w Polsce. W agencji dostrzegliśmy już jakiś czas temu, że w efekcie sukcesów Politechniki Warszawskiej na tym polu pojawiła się tendencja realizacji studenckich projektów kosmicznych w większej liczbie. Stąd, jednym z działań, które proponujemy do realizacji w ramach Krajowego Programu Kosmicznego, jest finansowe wsparcie młodych zespołów uczelnianych w następnych latach. To wszystko powinno się wydarzyć po tym, jak PW-Sat2 zadziała na orbicie i pojawi się w tej kwestii pozytywne "wewnętrzne ciśnienie" w naszych szkołach wyższych.

A jeśli chodzi o polsko-fińskiego satelitę ICEYE-X2?

Program tego satelity jest realizowany przez prywatne przedsiębiorstwa: ICEYE i Creotech Instruments, które są, de facto, wciąż jeszcze startupami. To świadczy o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że takie startupy pojawiają się w Polsce lub też do Polski wracają, bo w przypadku firmy ICEYE mamy do czynienia z firmą założoną w Finlandii, która teraz już w znacznej części zaczyna działać w Polsce.

Widać, że wspieranie środowiska młodych podmiotów przynosi pierwsze rezultaty. Warto dodać, że w kolejce do wystrzelenia prywatnych satelitów już czekają następne firmy. Oznacza to, że mamy do czynienia z kolejnym trendem, obok rosnącej aktywności krajowych uczelni technicznych.

Po drugie, polskie podmioty osiągnęły już pewną dojrzałość technologiczną. Gdy w 2012 r. delegaci Europejskiej Agencji Kosmicznej przyjeżdżali do Polski rozglądać się szerzej po naszym rynku prywatnym, takich podmiotów w branży kosmicznej wtedy jeszcze praktycznie nie było. Istniały najwyżej 2-3 firmy, które coś mogły zrobić w tym obszarze. 

Dzięki współpracy z ESA od 2012 r., ale także dzięki szerokiemu wsparciu resortów, takich jak Ministerstwo Przedsiębiorczości i Technologii czy Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, te firmy mogły się pojawiać i rozwijać. Gdyby nie działania odpowiednich ministerstw, to ów bodziec, związany z pieniędzmi z ESA, które mogły napłynąć do polskich firm, mógłby nie zadziałać.

Widać, że niewielkie środki które Polska alokuje w ESA, stanowiące około 1% budżetu tej agencji, zostały zagospodarowane w taki sposób, że po sześciu latach mamy w kraju podmioty, które dojrzały do tego, żeby posiadać własne obiekty w kosmosie. To oczywiście bardzo dobry prognostyk na przyszłość. Zobaczymy, co osiągniemy za następnych sześć lat. Wydaje się, że w sektorze młodych startupów w obszarze tzw. Space 4.0 nie będziemy ustępować Europie Zachodniej.

Polski mechanizm zamontowany na pokładzie sondy InSight na dniach wyląduje na Marsie. Co jeszcze mogą osiągnąć polskie podmioty jeśli chodzi o eksplorację Czerwonej Planety?

To szeroki temat. Udział w misji InSight może stanowić podsumowanie naszego podboju Czerwonej Planety. Mechanizm Astroniki nie jest pierwszym układem z naszego kraju, który tam wyląduje. Od kilku lat polskie firmy prywatne dostarczają układy czy komponenty dla międzynarodowych projektów marsjańskich. Warto tu przypomnieć o wysyłanych tam łazikach. Na jednym z nich poleciały detektory podczerwieni od firmy VIGO System. Potem pojawił się system zasilania kamery dla orbitera Trace Gas Orbiter wysłanego w ramach misji ExoMars 2016, opracowany i wyprodukowany w Polsce przez Centrum Badań Kosmicznych PAN i Creotech Instruments. Teraz Polacy dostarczyli kolejny komponent, który razem z sondą InSight ląduje na Marsie i będzie wbijał się w powierzchnię tej planety. W niedalekiej przyszłości, lądownik wysłany w ramach misji ExoMars 2020 również poleci z komponentami wykonanymi w Polsce przez firmę Sener.

Widać więc, że uczestniczymy w dużych międzynarodowych projektach kosmicznych. Co ciekawsze, nasz poziom zaangażowania w tego rodzaju misje rośnie. Przy pierwszych realizacjach rodzimych firm prywatnych dla lądowników marsjańskich mieliśmy do czynienia z pojedynczymi komponentami. Potem w przypadku ExoMars 2016 można już mówić o tym, że dostarczyliśmy podsystem większego systemu – system zasilania do kamery. Teraz mamy jeszcze większy komponent w postaci mechanizmu wbijającego. Zaś w misji ExoMars 2020 będzie mowa o jeszcze bardziej złożonym mechanizmie – pępowinie łączącej łazik z lądownikiem.

Czyli zbliżamy się do realizacji jednego z głównych celów Polskiej Strategii Kosmicznej?

Zaczynamy dostarczać podsystemy na rynki międzynarodowe. Na razie są one wykorzystywane przede wszystkim w misjach naukowych. Warto podkreślić, że InSight jest misją NASA. W tym wypadku polska firma, Astronika, nie została wybrana do realizacji zadania przez Europejską Agencję Kosmiczną, lecz przez NASA, a właściwie przez DLR – podwykonawcę Amerykanów, który odpowiada za dostarczenie całego penetratora HP3. Astronika została dostawcą komponentu i jest to chyba pierwszy przypadek, gdy udało się zrealizować projekt w takiej skali dla NASA.

Teraz Centrum Badań Kosmicznych PAN zostało wybrane na dostawcę całego eksperymentu dla misji IMAP, która mapuje oddziaływanie wiatru słonecznego ze środowiskiem międzygwiazdowym. Takie możliwości dla polskich podmiotów naukowych i komercyjnych będą się pojawiać coraz częściej. Już nie tylko będziemy dostarczać niewielkie elementy elektroniki, ale będziemy coraz częściej zapraszani do misji NASA kierowanych w głębszy kosmos, nie tylko wyłącznie na orbitę okołoziemską.

Nad rodzimymi rakietami dla misji suborbitalnych równolegle pracują Instytut Lotnictwa i firma SpaceForest. Czy należy to postrzegać jako synergiczną kooperację, czy może rywalizację?

Na tym etapie bardzo się cieszę, że jest to rywalizacja. Dobrze, że SpaceForest i ILOT to dwa niezależne podmioty, które w pewnym sensie ze sobą konkurują. To rywalizacja związana z jakością i niezawodnością ich rakiet, z ich nośnością oraz możliwościami przekraczania kolejnych barier. Oczywiście obie rakiety są oparte na nieco innych technologiach, wykorzystują różne paliwo, mają inne systemy sterowania. Jest to zatem test możliwości różnych komponentów polskiej produkcji.

W pewnym momencie dojdzie, jak sądzę, do szerszej współpracy pomiędzy tymi dwoma podmiotami, co będzie oczywiście służyło zbudowaniu w Polsce potencjału do świadczenia usług lotów suborbitalnych.

Osiągnięcie zdolności realizacji misji suborbitalnych można postrzegać jako dojście do mety. W mojej opinii bardzo ważne są również cele pośrednie – bramki rozstawione pomiędzy startem a tak zdefiniowaną metą. Tymi bramkami są testy różnych technologii, które dzięki przygotowaniom do lotów suborbitalnych osiągają poziom gotowości technologicznej TRL 9 i mogą być potem dostarczane do łańcuchów wartości firm zagranicznych przez polskie podmioty.

Oczywiście dobrze jest mieć przed oczami ten ambitny cel – lot suborbitalny jako metę wyścigu. Natomiast najważniejszym celem w mojej opinii jest to, aby w ramach tego wyścigu przetestować różne technologie, które potem można sprzedawać na zewnątrz i dzięki temu generować te docelowe 3% obrotu kosmicznego rynku europejskiego.

Czy i kiedy rakiety startujące z Ustki będą mogły przekraczać umowną granicę kosmosu, tj. wysokość 100 km?

W Ustce nie istnieje na razie centrum kosmiczne. Jest tam poligon, który służy wojskom rakietowym, wojskom obrony przeciwlotniczej. Dlatego właśnie tam odbywają się strzelania rakietowe. To są bardzo poważne próby, a rakiety testowane są niejako równolegle do ćwiczeń wojskowych.

Stąd powstał pomysł, żeby ten sam poligon udostępnić do testów rakiet suborbitalnych. Tu pojawiają się jednak ważne pytania. Po pierwsze, czy rzeczywiście można udostępnić ten poligon do wykonywania lotów suborbitalnych? Czy da się go przysposobić do tego celu? Nad tym pracujemy i wciąż badamy, czy można stamtąd polecieć na wysokość do 100 kilometrów i czy będzie to całkowicie bezpieczne? Trzeba pamiętać, że Bałtyk jest małym morzem. Są na nim wyspy, takie jak Bornholm. Dopiero niedawno doszliśmy z Danią do porozumienia i podzieliliśmy się przestrzenią morską między polskim wybrzeżem a Bornholmem, musimy więc mieć na uwadze również ten kontekst.

Natomiast już samo to, że poligon jest w tej chwili dostępny do testów rakietowych nawet na niższe pułapy – do kilkudziesięciu kilometrów – sprawia, że rodzime podmioty mogą stawiać kolejne kroki na drodze do swoich celów. 

Druga kwestia, która jest równie ważna, to to, jak często można taki poligon wykorzystywać. Obecnie staramy się zawsze „dostrajać” terminy testów rakietowych do testów poligonowych sprzętu wojskowego. Takie próby wiążą się bowiem z kosztami wyprowadzenia w morze okrętów, które zabezpieczą odpowiednią przestrzeń. A nie są to kwoty niskie. Najlepiej zatem minimalizować je właśnie poprzez łączenie testów rakiet z ćwiczeniami wojskowymi. Póki co nie mamy wypracowanej mapy drogowej dojścia do tego, żeby poligon w Ustce był otwarty na takie testy non-stop.

Podsumowując, musimy rozstrzygnąć dwie kwestie: czy możemy wystrzeliwać z Ustki rakiety suborbitalne dysponując do tego odpowiednim zapleczem terytorialnym oraz czy można to robić w sposób bezproblemowy, bez konieczności angażowania za każdym razem naszej floty na Bałtyku. Równolegle rozważamy też inne możliwości. Próbujemy nawiązać współpracę z zagranicznymi partnerami, którzy budują w tej chwili infrastrukturę dla lotów suborbitalnych. Prowadzimy rozmowy o współpracy m.in. z Portugalią. Przyglądamy się możliwości wystrzeliwania rakiet z ich poligonu, który jest w tej chwili również przekształcany w centrum lotów rakiet suborbitalnych.

Być może to jest optymalna droga dla Polski. Możemy przetestować rakiety u nas, być może raz czy dwa uda się je wystrzelić z Ustki na wysokość powyżej Linii Karmana, a następnie umówić się z operatorem zagranicznego – np. portugalskiego, hiszpańskiego czy norweskiego – kosmodromu w kwestii częstszego strzelania.

Jak wyglądają perspektywy komercjalizacji polskich rakiet?

Jak już wspomniałem, są dwa etapy tej komercjalizacji. Jeden dotyczy opracowania odpowiednich technologii, które poprzez testy poligonowe – nawet te prowadzone na pułapie do 100 kilometrów – wchodzą na poziom TRL 9. Takie technologie można sprzedawać na rynkach globalnych. Chodzi o paliwa rakietowe, systemy sterowania czy systemy łączności pomiędzy fragmentami rakiety. 

Bez takich testów w warunkach rzeczywistych nie da się wprowadzić na rynek komercyjny produktu, bo nikt go po prostu nie kupi. W związku z tym, jeden etap to jest właśnie komercjalizacja technologii.

Postępowanie na drugim etapie leży już mocno po stronie producentów rakiet. Należy wykazać opłacalność komercjalizacji samych lotów suborbitalnych. Jako agencja zleciliśmy niedawno przygotowanie studium rynkowego dotyczącego opłacalności tego typu przedsięwzięć. Mam nadzieję, że do końca roku będziemy dysponować takimi informacjami, które spłyną od przedsiębiorstw czy innych podmiotów. Oczywiście w jakiejś części będą to informacje poufne.

Natomiast PAK chce się upewnić, że tak firmy, jak i Instytut Lotnictwa wiedzą, że prowadzone działania mają finalnie znaleźć wydźwięk komercyjny. Gdzieś na końcu powinien znaleźć się odbiorca nie tylko na same komponenty rakietowe, ale również na loty suborbitalne.

Polska ma wkrótce dołączyć do europejskiego konsorcjum na rzecz SST/SSA (Space Surveillance and Tracking/Space Situational Awareness – programy dotyczące świadomości sytuacyjnej w kosmosie – przyp. red.). Na jakim etapie jest toczące się w tej kwestii postępowanie i jakich korzyści możemy się tu spodziewać?

Jesteśmy na etapie zaawansowanym, dobiegamy do mety. W tej chwili negocjujemy warunki przystąpienia do konsorcjum, a właściwie zawiązania nowego konsorcjum, bo poprzez nasze przystąpienie zmieni się jego skład i zakres działalności. Obok Polski do grupy krajów zaangażowanych w to przedsięwzięcie przystępują także Rumunia i Portugalia.

Nasi specjaliści uczestniczą w intensywnych negocjacjach. Wydaje się, że owe rokowania zakończą się w grudniu tego roku, choć mogą, czego bym oczywiście nie chciał, przeciągnąć się na rok 2019. Nie zależy to od nas. W rozmowach uczestniczy też Wielka Brytania, która prezentuje własne stanowisko negocjacyjne silnie uwarunkowane Brexitem. Ja jednak wierzę że jeszcze w 2018 r. przystąpimy do konsorcjum.

Jako jego pełnoprawny członek będziemy mieć dostęp do funduszy, którymi to konsorcjum dysponuje. Te środki są przeznaczone na utrzymanie infrastruktury czy na zapewnienie ciągłości świadczenia usług przez konsorcjum.

Tego rodzaju centralna infrastruktura będzie w przyszłym roku powstawać w Polsce. Będzie to ośrodek przetwarzania danych pod kątem zabezpieczenia zdolności kosmicznych. Mamy nadzieję, że w ramy tej infrastruktury zostanie włączonych kilkanaście polskich sensorów SST i konsorcjum zapewni operacyjność w dłuższej perspektywie czasowej zarówno tych sensorów, jak i samej infrastruktury centralnej.

Granty, które dostaniemy, nie będą przeznaczone na rozbudowę tej infrastruktury, ale na jej utrzymanie. Polska ma to szczęście, że taką infrastrukturę w praktyce już posiada. Dodatkowo, w przyszłym roku chcemy przeznaczyć pewne środki agencyjne na rozbudowanie tej infrastruktury .

Z drugiej strony staramy się wykonać szersze ruchy. Patrzymy, co się dzieje u naszych sąsiadów na Ukrainie pod kątem SSA. Jesteśmy na ostatniej prostej ustalania szczegółów związanych z wymianą danych kosmicznego zabezpieczenia ze Stanami Zjednoczonymi. Być może to także dokona się jeszcze w grudniu.

Działamy bardzo synergicznie. Analizujemy możliwości związane z programami unijnymi, takimi jak np. program EDIDP (European Defence Industrial Development Programme). To program unijny związany z obronnością, obejmujący również ścieżkę dotyczącą zabezpieczenia SSA. W kontekście środków krajowych alokujemy budżet, który jest zabezpieczony w ramach Krajowego Programu Kosmicznego. Patrzymy też na dalsze kierunki, rozmawiamy z krajami, które są nieco bardziej od nas oddalone. Chodzi o to, żeby podejść do obszaru SSA jako przyszłościowej polskiej specjalizacji.

Co wynika z prowadzonych wśród przedstawicieli administracji publicznej ankiet na temat wykorzystania danych satelitarnych w pracy administracji?

Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni odzewem na nasze badanie. Do Polskiej Agencji Kosmicznej spłynęło kilkaset wypełnionych ankiet, co obrazuje rzeczywisty potencjał do wykorzystania danych satelitarnych zarówno w administracji centralnej, jak i w regionach. 

Dostaliśmy ponad 600 ankiet, co w mojej opinii odzwierciedla pewien trend. Odpowiedzi pokazują z jednej strony, gdzie dane satelitarne już są wykorzystywane, ale też jakie potrzeby w tym zakresie nie są jeszcze zaspokojone. Kiedy urzędnik słyszy o możliwości korzystania z danych satelitarnych, przeczyta poświęconą temu broszurę, to chciałby mieć szkolenie i dostęp do tychże danych. Często chciałby być w tej kwestii poprowadzony za rękę. Na podstawie ankiet dowiadujemy się przede wszystkim tego, w jaki sposób w przyszłym roku i za dwa lata powinniśmy prowadzić szkolenia dla administracji. Program tych szkoleń jest obecnie przygotowywany.

Zakres ankiet i ich wyniki przedstawimy 27 listopada 2018 r. podczas konferencji organizowanej przez IMGW-PIB.

Co dzieje się obecnie z projektem Krajowego Programu Kosmicznego?

Krajowy Program Kosmiczny został rozesłany do konsultacji w Związku Pracodawców Sektora Kosmicznego i w kilku innych organizacjach zrzeszających pracodawców tej branży. Mamy już odpowiedzi z tych konsultacji. Wprowadziliśmy w dokumencie stosowne zmiany.

Na początku listopada rozesłaliśmy zmieniony dokument do konsultacji resortowych. Termin nadsyłania uwag upływa 23 listopada. Mam nadzieję, że w ciągu kolejnych dwóch tygodni uda się te uwagi wprowadzić, tak aby w połowie grudnia program został przekazany do zatwierdzenia przez Radę Polskiej Agencji Kosmicznej, by móc przed końcem roku trafić do akceptacji w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Najpewniej około 21 listopada dokument przekażemy do zaopiniowania szerszemu środowisku. Oczywiście prawo nie wymaga przeprowadzania konsultacji takiego dokumentu jak KPK w takiej skali. Moglibyśmy z tego etapu zrezygnować. Wyszliśmy jednak z założenia, że środowisko powinno się poczuć współtwórcą tego programu. Dlatego z samym ZPSK, który zrzeszając kilkadziesiąt firm jest ciałem najbardziej reprezentatywnym dla sektora kosmicznego, pracowaliśmy intensywnie od czerwca 2018 r. Mieliśmy serię wspólnych warsztatów, spotykaliśmy się regularnie pracując w podgrupach, kilka tygodni temu mieliśmy też prezentację na Walnym Zgromadzeniu związku. Dlatego wydaje nam się, że środowisko jest już dość dobrze zaznajomione z Krajowym Programem Kosmicznym i może się czuć jego współtwórcą. To jest chyba dobry ruch i wydaje mi się, że również inne instytucje powinny iść w tym kierunku. Żeby zamiast tworzyć długoletnie programy samodzielnie i potem je prezentować, zaangażować w ich powstawanie zainteresowane środowisko, tak aby czuło się ono uczestnikiem całego procesu od samego początku.

Czy za KPK idzie odpowiedni budżet i gdzie te pieniądze są zabezpieczone?

Jesteśmy teraz w przededniu zmian. Mam nadzieję, że zmiana strukturalna w zakresie podległości agencji dokona się jeszcze w tym roku. Zanim to nastąpi, PAK jest niejako w rozkroku. Jesteśmy nadzorowani przez KPRM, ale mamy jednocześnie świadomość, że lada chwila zaczniemy podlegać Ministerstwu Przedsiębiorczości i Technologii.

Ma to również wpływ na finanse agencji. KPRM bierze pod uwagę planowane zmiany, więc przygotowała dla Polskiej Agencji Kosmicznej standardowy budżet. Jednocześnie informowano nas na posiedzeniach komisji budżetowej, że agencja niebawem przejdzie pod nadzór MPiT, więc zmiany będą dotyczyć również jej budżetu.

Z drugiej strony mamy informacje z Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii, że istnieją zapisy, które umożliwiają dość szybkie zwiększenie na początku przyszłego roku budżetu agencji. 

Czy i kiedy ustawa zostanie zmieniona? To nie zależy od agencji. Wszystko jest w rękach posłów i senatorów.

Zakładając, że ta zmiana wejdzie w życie. Czy w nowej strukturze PAK będzie miejsce na pion wojskowy?

Jestem bardzo zadowolony z wojskowych ekspertów, którzy pracują w PAK. Nie jestem natomiast zwolennikiem budowania w agencji wydzielonego pionu wojskowego, który podlegałby czynnikom wojskowym. Taka sytuacja rodzi pewien dualizm – mamy pion cywilny i pion wojskowy, miedzy którymi czasami pojawiają się naturalne tarcia, bo cele wojska są jednak nieco inne niż cele cywilne.

Preferowałbym raczej strukturę, w ramach której specjaliści ze strony wojska byliby obecni w pewnych programach agencji jako instytucji generalnie cywilnej. Tak to jest zorganizowane na całym świecie.

Mamy kilku specjalistów z wojsk lądowych czy też z lotnictwa w naszych szeregach. Nie chcielibyśmy ich stracić. W związku z tym PAK będzie się starała utrzymać bardzo bliskie relacje z segmentem wojskowym. Jednak sam poziom zarządczy agencji powinien być cywilny, tak aby nasze rozwiązanie pasowało do innych agencji kosmicznych w Europie i na świecie.


Jak informuje Polska Agencja Kosmiczna, w drugiej połowie listopada 2018 r. będą miały miejsce ważne wydarzenia polskiego sektora kosmicznego:

  • wyniesienie w przestrzeń kosmiczną polskiego satelity studenckiego PW-Sat2,
  • wyniesienie w przestrzeń kosmiczną fińsko-polskiego satelity obserwacji Ziemi ICEYE-X2,
  • wyniesienie w przestrzeń kosmiczną satelity Europejskiej Agencji Kosmicznej z systemem telekomunikacyjnym przygotowanym w Polsce,
  • testowe wystrzelenie prototypu polskiej rakiety suborbitalnej na wysokość 15 km,
  • lądowanie na Marsie sondy InSight NASA z polskim mechanizmem wbijającym penetrator w powierzchnię Czerwonej Planety,
  • prezentacja diagnozy zapotrzebowania polskiej administracji na dane satelitarne.

Wydarzenia będzie promowała kampania pod hasłem „Poland in Space – kosmiczny listopad” realizowana przy wsparciu Polskiej Agencji Kosmicznej oraz Ministerstwa Przedsiębiorczości i Technologii.

Więcej na temat ww. wydarzeń i samej kampanii można przeczytać w komunikacie prasowym dostępnym na stronie PAK.

Reklama

Komentarze

    Reklama