Reklama

BEZPIECZEŃSTWO

Media Kim Dzong Una zaprzeczają istnieniu ośrodka jądrowego widzianego przez satelity

Ilustracja: Pixabay
Ilustracja: Pixabay

Północnokoreańskie media określiły w poniedziałek niedawne doniesienia o działającym w kraju ukrytym ośrodku wzbogacania uranu jako bezpodstawne i wezwały władze USA, by nie zwracały uwagi na plotki rozsiewane przez przeciwników dwustronnego dialogu.

W ubiegłym tygodniu amerykański magazyn internetowy "Diplomat" opublikował zdjęcia satelitarne rzekomego zakładu wzbogacania uranu w pobliżu Pjongjangu. Zaznajomione ze sprawą amerykańskie źródło potwierdziło, że opisywana placówka "odpowiada ukrytemu zakładowi", monitorowanemu przez wywiad USA od ponad 10 lat, określanemu nazwą Kangson.

W ośrodku Kangson Korea Północna od co najmniej 10 lat wzbogaca uran na potrzeby swojego programu zbrojeń nuklearnych – napisał "Diplomat", dodając, że jest to jedna z dwóch tego rodzaju ukrytych placówek działających w komunistycznym kraju. Z kolei amerykański dziennik "Washington Post" informował, że według amerykańskiego wywiadu w Kangson produkuje się dwa razy więcej wzbogaconego uranu na potrzeby zbrojeń niż w znanej placówce nuklearnej w Jongbjon.

Strona internetowa Meari, uznawana za narzędzie propagandowe Pjongjangu, zauważyła w poniedziałek, że doniesienia amerykańskiego wywiadu i mediów wywołały spekulacje dotyczące rozwoju programu jądrowego i rakietowego Korei Płn. wbrew zapewnieniom jej przywódcy Kim Dzong Una o skłanianiu się ku całkowitej denuklearyzacji.

"Problem jest taki, że obecna amerykańska administracja zdaje sobie sprawę z bezpodstawności (...) tych podejrzeń dotyczących programu nuklearnego KRLD, ale usiłuje wykorzystać je, by wywierać presję na naszą republikę" - ocenił portal Meari.

Północnokoreański tygodnik "Tongil Sinbo" zapewnił w niedzielę, że Pjongjang pozostaje wierny postanowieniom niedawnego szczytu Kim Dzong Una z prezydentem USA Donaldem Trumpem w Singapurze. Jeśli jednak amerykańska administracja ulegnie wpływom "sił przeciwnych pokojowi i dialogowi", wówczas nie można się spodziewać "dobrych wyników" - oceniło pismo.

We wspólnym oświadczeniu podpisanym przez przywódców USA i Korei Płn. w Singapurze Kim ponownie zadeklarował skłonność do "całkowitej denuklearyzacji Półwyspu Koreańskiego" w zamian za obietnicę gwarancji bezpieczeństwa dla swego reżimu. W dokumencie nie określono jednak konkretnego grafiku likwidacji północnokoreańskiego arsenału jądrowego.

Prezydent Trump oceniał po spotkaniu, że broń jądrowa Korei Płn. nie jest już zagrożeniem i zapowiadał, że denuklearyzacja rozpocznie się "bardzo szybko". Eksperci mają jednak wątpliwości, czy Kim rzeczywiście jest skłonny zrezygnować z broni, nad którą jego kraj pracował od dziesięcioleci.

Sekretarz stanu USA Mike Pompeo złożył niedawno wizytę w Pjongjangu, gdzie miał ustalać z Kimem szczegóły dotyczące denuklearyzacji. Do jego spotkania z północnokoreańskim przywódcą jednak nie doszło, a MSZ tego kraju zarzuciło mu "gangsterskie metody" nacisku. Komentatorzy oceniali po tej wizycie, że szef amerykańskiej dyplomacji wrócił z Pjongjangu z pustymi rękami.

Pod koniec czerwca amerykańska grupa 38 North, która monitoruje Koreę Północną, oceniła na podstawie zdjęć satelitarnych, że w ośrodku Jongbjon trwa rozbudowa infrastruktury, przestrzegając jednocześnie przed wiązaniem tego z trwającymi negocjacjami nuklearnymi między Pjongjangiem a Waszyngtonem. Dyrektor zarządzająca 38 North, Jenny Town, napisała jednak na Twitterze, że w tej sytuacji "potrzeba rzeczywistej umowy, a nie tylko oświadczenia o górnolotnych celach".

Źródło:PAP
Reklama

Komentarze

    Reklama